run-log.com

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Biegam!

W sobotę odważyłem się sprawdzić kolana w warunkach bojowych. Po tradycyjnym śniadaniu (musli z jogurtem i małą kawą) wyszedłem na spacer. Po krótkim spacerze zanurkowałem do szuflady po biegową koszulkę i spodenki. Wszystko było tam, gdzie zostawiłem. Spokojna rozgrzewka, trochę rozciągania i... jeszcze trochę rozciągania. Wyszedłem przed dom i zacząłem maszerować. Po 100 metrach przeszedłem w trucht. Strach był duży, bo od sierpnia 2011 kilkukrotnie próbowałem biegać i zawsze kończyłem ze znajomym ostrym bólem z boku kolana. To jest jak przeszywający ogień porażki.
Truchtem przebiegłem przez skrzyżowanie i udałem się w kierunku lasu. Czekałem na zadyszkę i palenie w łydkach, bo po tak długiej przerwie to było niemal pewne. Ostatnie próby podejmowałem ponad rok temu. Nic takiego jednak nie nadeszło. Po pierwszych 5 minutach przeszedłem w marsz i zrobiłem kilka ćwiczeń rozciągających. Poczułem ołów w prawym kolanie, ale przeszedłem do truchtu, aby utrzymać tzw tempo konwersacyjne. Po kolejnych 5 minutach znowu przeszedłem w marsz na dwie minuty. Głównie z obawy o to kolano.
W tym czasie zrobiłem kilka pół przysiadów, skłonów, jedno zdjęcie i pobiegłem dalej. Wróciłem tą samą trasą, z jedną przerwą, bo przez chwilę jednak czułem słaby ból. Nie mam problemów z chodzeniem po schodach, a to było wyraźnym objawem przeciążenia kolana. Jest dobrze, chociaż kolana bolą mnie od siedzenia przy biurku.
Jutro trening i chyba ta sama trasa. Najważniejsze, to nie dać się ponieść. To trudne, gdy płuca dają radę, mięśnie pracują i tylko to kolano może popsuć zabawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz